Włoska katastrofa

Miniony weekend był dość specyficzny dla kibica piłkarskiego. Można powiedzieć, że były to dni dla futbolowych koneserów bo dominowały w nich bezbramkowe wyniki i to w najistotniejszych spotkaniach. Rozpoczęli w piątek Polacy z Urugwajem, Anglicy z Niemcami, Duńczycy z Irlandią, a dla kibiców naszego klubu trzeba jeszcze wspomnieć o sobotnim meczu z Decorem Bełk, gdzie również padł wynik 0:0. Jednak chyba żadne z tych spotkań nie było tak wymowne jak poniedziałkowy remis Włochów ze Szwedami, który był jednoznaczny z tym, że Squadra Azzurra nie pojedzie na przyszłoroczny Mundial w Rosji.

Odkąd sięgam pamięcią w zawodach rangi Mistrzowskiej takie reprezentacje jak Hiszpania, Francja, Niemcy czy właśnie Włosi były pewniakami nie tyle co do awansu z eliminacji, nie tyle wyjścia z grupy, ale co najmniej ćwierćfinału tych rozgrywek. Na zawsze w pamięci pozostanie mi finał Mistrzostw Świata z 2006 roku, który mogłem przeżywać na plaży w Martinsicuro wraz z tysiącami włoskich kibiców. To było istne szaleństwo. Nie dało się nie lubić tej reprezentacji, choćby dlatego, że towarzyszyły jej różnego rodzaju wybryki losu, który specjalnie rzucał im kłody pod nogi. Mam tu na myśli „przekręty” na niekorzyść Włochów, takie jak nieuznane dwa gole w meczu 1/8 Mistrzostw Świata w 2002 roku przeciwko gospodarzom, Korei Południowej, co przyczyniło się do odpadnięcia z tamtych Mistrzostwo czy skandynawski mecz Danii ze Szwecją i pamiętny wynik 2:2, który również eliminował ekipę czterokrotnych Mistrzów Świata.

Prawdą jest, że gdyby Włosi mieli więcej szczęścia w losowaniu najpierw grupy eliminacyjnej, a później rywala w barażu, pewnie dziś nie byłoby w ogóle tego tematu. Jednak patrząc na ostatnie miesiące, trudno mieć inne wrażenie, jak to, że piłkarze z kraju makaronów i pizzy sami sobie ten los zgotowali i na własne życzenie powiedzieli Ciao rosyjskiemu mundialowi. Złożyła się na to fatalna skuteczność (tylko trzy gole w sześciu ostatnich meczach), niemoc napastników, którzy jeszcze nie dawno trafiali jak na zawołanie, jak Belotti czy Immoblie czy w końcu kontrowersyjne decyzje trenera Ventury przy ustalaniu składów wyjściowych. I patrząc na tą nieporadność w ostatnim czasie można wysnuć tezę, że z punktu widzenia dobra włoskiej piłki, dobrze się stało, że nie pojadą oni do Rosji bo będzie to okazja na spore wietrzenie w ich kadrze.

Włochów czeka teraz rewolucja. Za siedem miesięcy, wspólnie z Holendrami czy Amerykanami zasiądą przed telewizorami i będą oglądać poczynania choćby Polaków. Ta sytuacja też obrazuje nam, jak bardzo powinniśmy doceniać fakt awansu kadry Nawałki na przyszłoroczny Mundial. I w tym wszystkim żal mi tylko jednego. Że w poniedziałkowy wieczór musiałem oglądać gościa, który jest moim wzorem bramkarza z prawdziwego zdarzenia, najwybitniejszą postacią na tej pozycji w moim dotychczasowym życiu, zalanego łzami… rozpaczy. Stało się to zdecydowanie za szybko bo te łzy miały polecieć z oczu Buffona w lipcu przyszłego roku, gdy ten w uroczysty sposób kończyłby wspaniałą karierę na rosyjskiej ziemi.

Mateusz Waligóra