Trzech z rzędu ligowych porażek LKSu Czaniec ciężko na szybko wyszukać w pamięci. Po spadku z III ligi taka sytuacja nie zdarzyła nam się nigdy. Ostatni raz taka sytuacja przydarzyła nam się w kwietniu 2016 roku, kiedy to przegraliśmy trzy spotkania ligowe z rzędu na poziomie wspomnianej III ligi śląsko-opolskiej. Po sobotniej porażce w Bełku, 2:0 podopieczni Macieja Żaka doznali trzeciej ligowej porażki z rzędu, po raz pierwszy w historii na IV-ligowym poziomie.
Samo spotkanie wcale nie musiało zakończyć się naszą porażką. Po pierwszych dwudziestu minutach każdy zastanawiał się kiedy wpadnie pierwszy gol dla naszego zespołu. Świetną okazję miał juz w siódmej minucie Karcz, ale z okolicy jedenastego metra uderzył wprost w bramkarza. W piętnastej minucie Ilya otrzymał kapitalne zagranie od Handego i wyszedł na czystą pozycję. Niestety, podobnie jak to miało miejsce w poprzednich tygodniach, skuteczność naszego białoruskiego skrzydłowego mocno zawodzi i zawiodła także tym razem bo bramkarz Bełku sparował strzał naszego zawodnika. Marnowane okazje to jedno, jednak gra w tej części meczu w wykonaniu naszego zespołu mogła się podobać. Jednak około dwudziestej minuty w nasze szeregi, nie wiedzieć czemu, wkradła się niepotrzebna nerwowość. Gra naszej drużyny zaczęła wyglądać ospale, mało było aktywnej gry w ofensywie, przez co uciekaliśmy się do mocno niecelnych długich zagrań. Na placu gry zaczeły tworzyć się duże przestrzenie pomiędzy naszymi formacjami, a gospodarze z każdą minutą stawali się coraz groźniejsi, widząc że w naszej grze coś się zacięło. Apogeum nastąpiło w 32 minucie meczu. Felsch nie przepuścił piłki wychodzącemu z bramki i krzyczącemu „moja!” Majdzie, wybił ją wysoko w powietrze i gdy myślał, że ta opuści boisko na wysokości naszej „piątki” zza jego placów wyskoczył sprytny Olczak i główką skierował futbolówkę do pustej bramki. Ta kuriozalna bramka kompletnie wybiła nasz zespół z rytmu i do końca pierwszej połowy nie potrafiliśmy odnaleźć swojego rytmu. Tuż przed końcem pierwszej połowy mogła jednak paść bramka wyrównująca. Janiczak dobrze dośrodkował piłkę z rzutu wolnego, a w polu karny próbował główkować Handy. Jednak piłka po jego strzale z piątego metra, pofrunęła w odwrotnym kierunku niż bramka.
Na drugą połowę wyszliśmy z trochę większym animuszem, chcąć odrobić straty. I faktycznie nasza gra wyglądała odrobinę lepiej niż z drugiej części pierwszej połowy. Jednak wciąż brakowało szybkości naszym atakom i zdecydowania pod bramką rywala. Dwukrotnie bo dobrych indywidualnych akcjach w polu karnym Decoru znalazł się Palarczyk, ale został zblokowany. Janiczak miał wyśmienitą szansę na strzał, ale wybrał podanie i zrobił to niecelnie. Karcz i Ilya też próbowali swoich sił, ale strzelali niecelnie. Gospodarze próbowali nas napocząć z kontrataku i udało im się to w 89 minucie meczu. Skrzydłową akcję Bełku sfinalizłowa płaskim strzałem Sikora i ustalił wynik meczu na 2:0.
Niestety ale znaleźliśmy się w dołku, w jakim nie byliśmy od dawna. Bardzo dobry poczatek sezonu i pozycja lidera na koniec września zostały przyćmione przez trzy ostatnie spotkania. Musimy jak najszybciej wrócić na zwycięską ścieżkę bo czołówka zaczyna nam powoli odjeżdżać. Najbliższe spotkanie zagramy na własnym stadionie i może to będzie aspekt, który pomoże nam odnieść upragnione zwycięstwo. Rywal będzie bardzo wymgajacy, MRKS Czechowice-Dziedziec, ale w tej lidze nie ma słabych przeciwników, tutaj trzeba zacisnąć zęby i walczyć o wszystko w każdym kolejnym meczu!
19.10.2019 r., godzina 15.00, Bełk, 11 kolejka IV ligi śląskiej gr. II sezon 19/20
Decor Bełk – LKS Czaniec 2:0 (1:0)
Bramki: 32′ Olczak, 89′ Sikora
Skład LKS Czaniec: Majda – Palarczyk, Żak, Felsch, Borak, Świerczyński, Handy (70′ Papież), Kozioł (60′ Stawowy), Nazdryn-Platnitski, Janiczak (78′ Wiśniowski), Karcz.
Widzów: 60