Kibicem się jest, a prezesem, piłkarzem, działaczem się bywa. Tak też patrzę na piłkę nożną w zasadzie od urodzenia mając dystans i będąc przede wszystkim kibicem i entuzjastom. Pamiętam swój pierwszy trening jaki odbyłem w Czańcu w wieku 5-6 lat. I żeby było śmieszniej, nie znajdę w pamięci bramki, którą zdobyłem czy akcji godnej uwagi, ale fakt, że podczas tego mojego pierwszego kontaktu z piłką trochę bardziej zorganizowaną niż podwórkowe kopanie, miałem na sobie tzw. „lakierki”, które mama nakazywała nosić na sobie zawsze podczas niedzielnej Mszy Świętej. Dlaczego więc na trening wybrałem się w tych samych butach, nieprzystosowanych do boiska piłkarskiego? Pewnie był to jakiś dziwny zbieg okoliczności, nie wiem, albo dlatego, że rodzice nie chcieli wydawać niepotrzebnie pieniędzy na zapas, czekając na to czy załapię przysłowiowego bakcyla na punkcie piłki. Ja mam jednak swoją, może trochę wyimaginowaną teorię dotyczącą tych butów. Było to po prostu przywitanie się z czymś, co będzie bardzo ważne w moim życiu, można to nazwać pierwszą randką z piłką nożną. A jak wiadomo na randkę trzeba przyjść raczej bardziej galowo ubranym.
Piłkarzem więc byłem. Ten krótki wstęp wystarczy do opisania mojej pseudo kariery, bo później była ona zwykłą zabawą, raz lepszą, raz gorszą, ale nigdy nie poważną. Działaczem też byłem, bo przez trzy lata pracowałem jako sekretarz w Beskidzkim Okręgowym Związku Piłki Nożnej. Ten czas wspominam miło, zwłaszcza przez możliwość kontaktu z takimi osobami jak Świętej Pamięci Adam Gardaś, który był swoistą encyklopedią piłkarską, Przeglądem Sportowym kilkudziesięciu lat polskiej piłki, czy też Eugeniusz Kulik, były mistrz Polski z Ruchem Chorzów, a także były trener. Kontakt z takimi ludźmi pokazał mi inne spojrzenie na futbol szeroko pojęty i skierował do pracy u podstaw, czyli szerzenia zamiłowania do piłki najpierw lokalnie, później globalnie.
I w końcu nadszedł dla mnie czas prezesury w swoim ukochanym, Czanieckim klubie. Samo słowo prezesura brzmi w tym wypadku kolokwialnie bo trudno przejąć całkowicie zarządzanie klubem, mając w nim żywą legendę w postaci własnego Taty. Jednak taki stan rzeczy jak najbardziej wszystkim odpowiada, częściowo Tata został odciążony z obowiązków, które kolidują z jego pracą zawodową, natomiast nie zmieniło się jedno, ten klub istnieje przed wszystkim dzięki temu, że Tacie wciąż się chce. A my wszyscy, którzy w jakimś, większym bądź mniejszym stopniu pomagamy i jesteśmy przy klubie, możemy się tylko uczyć i czerpać z tej kolejnej skarbnicy wiedzy i doświadczenia.
Przez cały ten czas bycia z piłką nożną zmieniały się perspektywy, z której postrzegałem futbol, ale nie zmieniło się jedno, pasja jaką mam do tej dyscypliny i bycie jej oddanym kibicem, może nawet fanatykiem, choć zdystansowanym. Piłka nożna potrafi uzależnić. U mnie nie mogło być inaczej, bo przecież miałem ją zaszczepioną w DNA od urodzenia. I w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że kopanie piłki, zarządzanie nią czy kibicowanie jej jest we mnie na tyle zakorzenione, że chciałbym czasem się z kimś podzielić swoimi przemyśleniami na różne tematy, oczywiście z piłą związane. Kiedyś, nie wiem czy pamiętacie, zdarzyło mi się popełnić kilka felietonów, będąc redaktorem strony internetowej naszego klubu. I dzisiaj chciałbym do tego wrócić i częstować Was co jakiś czas moimi przemyśleniami na temat futbolu. Cały cykl będzie się nazywał „Okiem kibica” bo, tak jak wspomniałem tym kibicem jestem od urodzenia i będę zawsze. Liczę na wyrozumiałość i na komentarze z Waszej strony na temat spraw, które będę poruszał.
Mateusz Waligóra
Na koniec zaznaczymy, że jeśli ktoś chciałby dołączyć i dzielić się z nami i z kibicami LKS-u i nie tylko, swoimi opiniami na temat piłki nożnej to jak najbardziej zapraszamy. Kontaktować z nami można się za pośrednictwem facebooka oraz maila: klub@lksczaniec.pl.